Tusze do rzęs kolekcjonuję - mam ich w tej chwili chyba około 10 "w użyciu" ale praktycznie żaden nie jest idealny. A to szczoteczka nie taka jak lubię, a to oprósza się po kilku godzinach, a to odbija mi się na górnej powiece. W życiu bym nie przypuszczała, że to własnie tusz od Avon czyli Aero Volume zostanie moim ulubieńcem bo przyznam, że w jego przypadku nie mam się do czego przyczepić.
Jest to najlżejszy tusz AVON, który pogrubia rzęsy. Dzięki technologii "Zero Gravity" jego formula zawiera cząsteczki wypełnione powietrzem, a to sprawia, ze rzęsy są pogrubione, a jednocześnie lekkie i uniesione. Do zachwycającego efektu przyczynia się również nowatorska szczoteczka z długimi, miękkimi włóknami, która unosi rzęsy i równomiernie pokrywa je tuszem.
Akurat szczoteczki nie nazwałabym nowatorską - jest zwykła, dość cienka i z regularnym włosiem ale jest w tym tuszu coś, co sprawia, że rzęsy są wydłużone, lekko podkręcone, nieźle porozdzielane i faktycznie lekkie. Tusz nie pogrubia specjalnie rzęs, ale akurat tego nie oczekuję - najważniejsze jest to, że nawet w ciągu 10 godzin noszenia - nie oprósza się, nie spływa i nie zostawia mało estetycznych "łapek" na górnej powiece. Łatwo się zmywa żelem do mycia twarzy, chociaż i tak potem przemywam oczy micelem.
Opakowanie jest zwyczajne - plastikowe, bez bajerów ale jeśli chodzi o tusze do rzęs, to opakowanie akurat jest najmniej istotną sprawą. Występuje w dwóch wersjach kolorystycznych - czarnej i brązowej. I chociaż kosztuje 36 zł, to aktualnie jest na niego super promocja i można go kupić za zaledwie 17,99 zł.
Przyznam szczerze, że dawno tusz do rzęs tak mnie pozytywnie nie zaskoczył i kto by przypuszczał, że to akurat tusz od Avon zostanie moim faworytem?